Ślicznotki ze zdjęcia z pewnością nie trzeba Wam przestawiać, ale pro forma muszę to uczynić.
Gosia pojawiła
się w moim życiu na początku roku - do tej pory nie pamiętam jak natrafiłam na
"Mąż potrzebny na już", mogę jedynie przypuszczać, że moją desperacką
osobowość przyciągnął tytuł. Zaczęłyśmy pisać prywatnie i teraz wiem, że z
każdą sprawą - nawet najbardziej osobistą mogę się do niej zwrócić. Zyskała
miano mojej osobistej terapeutki i doradcy od spraw beznadziejnych. Jest to
osoba zawsze chętna do pomocy i do wszelakiego rodzaju zabaw. Ciepło bije od
niej na kilometry! Lovju :*
Gosia to niepoprawna optymistka z wiecznym uśmiechem na twarzy; pochodzi z Włocławka; wyjeżdżając na studia do Torunia, zakochała się najpierw w mężczyźnie (obecnie już mężu), który pomógł jej zakochać się także w Toruniu, gdzie mieszka do dziś. Absolwentka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika oraz Akademii Pedagogiki Specjalnej, pedagog specjalny, oligofrenopedagog, surdopedagog, terapeuta zajęciowy. Na co dzień pracuje w Środowiskowym Domu Samopomocy Fundacji im. Brata Alberta w Toruniu. Wykładowca na kierunku terapia zajęciowa oraz oligofrenopedagogika, pokazuje innym, że praca z niepełnosprawnymi może być nie tylko źródłem zarobku, ale i pasją.
Na swoim koncie ma takie powieści jak "Mąż potrzebny na już", "Gorzej być nie może" i niebawem ukaże się trzecia część przygód niesfornych przyjaciółek pt. "Poszukiwani, poszukiwany", której Czytam w pociągu jest ambasadorem!
Gdy zaproponowałam Gosi udział w zabawie pod tytułem "Mój pierwszy raz" zgodziła się od razu ku mojej radości :) Ciekawi jesteście co kryje się pod tym tajemniczym tytułem? ;)
“Mój pierwszy raz”
W naszym życiu na każdym kroku mamy do czynienia z “pierwszymi razami”, obok
których przechodzimy często obojętnie, nie zdając sobie sprawy, jak ważna mogła
to być rzecz. Mój pierwszy raz jest iście…książkowy, bo o książkach mowa na
blogu Czytam w pociągu.
Czas akcji: 22 lutego 2016 roku (godziny poranne)
Bohaterowie:
ja, dzisiejsza autorka, wtedy jeszcze
marząca o wydaniu książki kobieta przed trzydziestką
Zuzia, półtoraroczna zakatarzona
ślicznotka (prywatnie moja cudowna chrześniaczka)
Miejsce akcji: mieszkanie mojego brata (czwarte
piętro bez windy wiec na pewno sapałam ze zmęczenia, jak dotarłam pod drzwi)
Akcja:
Czekając na zakończenie się okropnej bajki (swoją drogą dzieci maja teraz
ciężkie dzieciństwo) na MiniMini, którą wprost uwielbiała Zuza, postanowiłam
przejrzeć Facebooka. Pół godziny to szmat czasu, a w dzisiejszych czasach
trzeba mieć wszyatko pod kontrolą. Korzystając z wi-fi połączyłam się z
internetem w telefonie. Trochę to trwało (telefon mimo półrocznego stażu był na
skraju wyczerpania…ponoć przez właścicielkę 😊). Załączył się. Facebook
przysłał kilka powiadomień, a poczta poinformowała o otrzymanym mailu. Z
przyzwyczajenia, że na pocztę przychodzą do mnie o tej godzinie reklamy,
otworzyłam powiadomienia z portalu. “Urodziny, rocznica znajomości, ktoś
polubił, zaproszenie do gry” czytałam zdegustowana, żałując, że nic
bezpośrednio nie dotyczy mnie. Zuzanna wciąż radośnie machała rękoma na widok
postaci w telewizorze (żeby nie było bajka trwała jedynie 15 minut), wale mnie
nie zauważając. Weszłam na pocztę, aby usunąć reklamy. Chociaż tam lubię mieć
porządek i… I oczom nie wierzyłam. Mail był od wydawnictwa, do którego w ramach
słabości, a może bardziej wiary w siebie wysłałam plik z książką. “Pewnie
grzecznie odmówią” pomyślałam klikając na wiadomość. “Jesteśmy gotowi podpisać
z Panią umowę wydawniczą” chwyciłam Bogu ducha
winną Zuzię w dłonie, zaczynając podrzucać ją do góry. Raz, dwa, potem samolot,
trochę tańca I radosny krzyk “Zuzia chcą nas wydać”. Oczy dziecka potrafią
przekazać wiele, lecz jej świadczyły o radości. Nie, nie z mojego sukcesu. O
radości spowodowanej wszystkimi podrzutami, samolotami I tańcami, których z
racji delikatnego kręgosłupa starannie unikałam, do czasu.
Co w tym “pierwszego”? Oj wiele. Pierwszy raz dostałam maila z propozycją
wydania, pierwszy raz uwierzyłam, że komuś może podobać się to co napisałam,
pierwszy raz dotarło do mnie, że Falkowska może być znana, no i pierwszy raz
podrzuciłam Zuzię do góry, nawet ją łapiąc (chwała, że z tej radości o tym nie
zapomniałam). Każdemu życzę takiego “pierwszego razu”, każdemu kto marzy o
własnej książce, którą będzie mógł głaskać w empiku.
Dziękuję Ci bardzo Kochana za wzięcie udziału w zabawie i
obiecuję, że jeszcze nie raz się do Ciebie zgłoszę! :)
Serdeczności, Magdalena
dziękuję ślicznie za zaproszenie <3 to dla mnie prawdziwy zaszczyt i czekam na jeszcze :*
OdpowiedzUsuń