środa, 21 czerwca 2017

Mój Pierwszy Raz - Boska Małgorzata Falkowska!



Ślicznotki ze zdjęcia z pewnością nie trzeba Wam przestawiać, ale pro forma muszę to uczynić.
Gosia pojawiła się w moim życiu na początku roku - do tej pory nie pamiętam jak natrafiłam na "Mąż potrzebny na już", mogę jedynie przypuszczać, że moją desperacką osobowość przyciągnął tytuł. Zaczęłyśmy pisać prywatnie i teraz wiem, że z każdą sprawą - nawet najbardziej osobistą mogę się do niej zwrócić. Zyskała miano mojej osobistej terapeutki i doradcy od spraw beznadziejnych. Jest to osoba zawsze chętna do pomocy i do wszelakiego rodzaju zabaw. Ciepło bije od niej na kilometry! Lovju :*


Gosia to niepoprawna optymistka z wiecznym uśmiechem na twarzy; pochodzi z Włocławka; wyjeżdżając na studia do Torunia, zakochała się najpierw w mężczyźnie (obecnie już mężu), który pomógł jej zakochać się także w Toruniu, gdzie mieszka do dziś. Absolwentka Uniwersytetu Mikołaja Kopernika oraz Akademii Pedagogiki Specjalnej, pedagog specjalny, oligofrenopedagog, surdopedagog, terapeuta zajęciowy. Na co dzień pracuje w Środowiskowym Domu Samopomocy Fundacji im. Brata Alberta w Toruniu. Wykładowca na kierunku terapia zajęciowa oraz oligofrenopedagogika, pokazuje innym, że praca z niepełnosprawnymi może być nie tylko źródłem zarobku, ale i pasją.

Na swoim koncie ma takie powieści jak "Mąż potrzebny na już", "Gorzej być nie może" i niebawem ukaże się trzecia część przygód niesfornych przyjaciółek pt. "Poszukiwani, poszukiwany", której Czytam w pociągu jest ambasadorem!



Gdy zaproponowałam Gosi udział w zabawie pod tytułem "Mój pierwszy raz" zgodziła się od razu ku mojej radości :) Ciekawi jesteście co kryje się pod tym tajemniczym tytułem? ;)


“Mój pierwszy raz”

          W naszym życiu na każdym kroku mamy do czynienia z “pierwszymi razami”, obok których przechodzimy często obojętnie, nie zdając sobie sprawy, jak ważna mogła to być rzecz. Mój pierwszy raz jest iście…książkowy, bo o książkach mowa na blogu Czytam w pociągu.

Czas akcji: 22 lutego 2016 roku (godziny poranne)

Bohaterowie:
ja, dzisiejsza autorka, wtedy jeszcze marząca o wydaniu książki kobieta przed trzydziestką
Zuzia, półtoraroczna zakatarzona ślicznotka (prywatnie moja cudowna chrześniaczka)

Miejsce akcji: mieszkanie mojego brata (czwarte piętro bez windy wiec na pewno sapałam ze zmęczenia, jak dotarłam pod drzwi)

Akcja:
          Czekając na zakończenie się okropnej bajki (swoją drogą dzieci maja teraz ciężkie dzieciństwo) na MiniMini, którą wprost uwielbiała Zuza, postanowiłam przejrzeć Facebooka. Pół godziny to szmat czasu, a w dzisiejszych czasach trzeba mieć wszyatko pod kontrolą. Korzystając z wi-fi połączyłam się z internetem w telefonie. Trochę to trwało (telefon mimo półrocznego stażu był na skraju wyczerpania…ponoć przez właścicielkę 😊). Załączył się. Facebook przysłał kilka powiadomień, a poczta poinformowała o otrzymanym mailu. Z przyzwyczajenia, że na pocztę przychodzą do mnie o tej godzinie reklamy, otworzyłam powiadomienia z portalu. “Urodziny, rocznica znajomości, ktoś polubił, zaproszenie do gry” czytałam zdegustowana, żałując, że nic bezpośrednio nie dotyczy mnie. Zuzanna wciąż radośnie machała rękoma na widok postaci w telewizorze (żeby nie było bajka trwała jedynie 15 minut), wale mnie nie zauważając. Weszłam na pocztę, aby usunąć reklamy. Chociaż tam lubię mieć porządek i… I oczom nie wierzyłam. Mail był od wydawnictwa, do którego w ramach słabości, a może bardziej wiary w siebie wysłałam plik z książką. “Pewnie grzecznie odmówią” pomyślałam klikając na wiadomość. “Jesteśmy gotowi podpisać z Panią umowę wydawniczą” chwyciłam Bogu ducha winną Zuzię w dłonie, zaczynając podrzucać ją do góry. Raz, dwa, potem samolot, trochę tańca I radosny krzyk “Zuzia chcą nas wydać”. Oczy dziecka potrafią przekazać wiele, lecz jej świadczyły o radości. Nie, nie z mojego sukcesu. O radości spowodowanej wszystkimi podrzutami, samolotami I tańcami, których z racji delikatnego kręgosłupa starannie unikałam, do czasu.

          Co w tym “pierwszego”? Oj wiele. Pierwszy raz dostałam maila z propozycją wydania, pierwszy raz uwierzyłam, że komuś może podobać się to co napisałam, pierwszy raz dotarło do mnie, że Falkowska może być znana, no i pierwszy raz podrzuciłam Zuzię do góry, nawet ją łapiąc (chwała, że z tej radości o tym nie zapomniałam). Każdemu życzę takiego “pierwszego razu”, każdemu kto marzy o własnej książce, którą będzie mógł głaskać w empiku. 


Dziękuję Ci bardzo Kochana za wzięcie udziału w zabawie i obiecuję, że jeszcze nie raz się do Ciebie zgłoszę! :)


Serdeczności, Magdalena


1 komentarz:

  1. dziękuję ślicznie za zaproszenie <3 to dla mnie prawdziwy zaszczyt i czekam na jeszcze :*

    OdpowiedzUsuń