Witam!
Ostatnio przeglądałam stosiki do przeczytania i
stwierdziłam, że większość z nich to kryminały, więc zaczęłam szukać czegoś co
przyciągnęłoby moją uwagę. Tak właśnie w moje ręce wpadła książka „Przychodzę
nie w porę” Eweliny Dydy, która zaciekawiła mnie swoim opisem i tym, że akcja
rozgrywa się w Tarnobrzegu, w którym ostatnio byłam i to sprawiło, że
postanowiłam zabrać się za jej lekturę. Czy okazała się ciekawa? A może to
totalna szmira?
Jakub Rau jest prywatnym detektywem, który na prośbę policji zaczyna prowadzić
śledztwo w sprawie seryjnego zabójcy, który w okrutny sposób morduje młode
dziewczyny. Sprawa komplikuje się w momencie gdy znika dziewczyna, z którą
bohater spędził noc i to on jest ostatnią osobą, która ją widziała, co sprawia,
że detektyw jest w kręgu podejrzanych. Czy dziewczyna zostanie odnaleziona cała
i zdrowa? Czy Jakubowi uda się oczyści z zarzutów? Kto tak naprawdę zabija?
Czytając
tę pozycję spodziewałam się dostać coś co wbije mnie w fotel i nie pozwoli mi
ani na moment się oderwać, ale niestety nie do końca moje oczekiwania się
spełniły. Lecz nie mogę powiedzieć, że książka była zła, bo tak nie jest. Ma
ona swoje wady, ale posiada także zalety, które wam pokrótce zaraz przedstawię.
Może
zacznę od akcji, czyli od czegoś co w kryminałach odkrywa dość istotną rolę.
Można bez przeszkód powiedzieć, że ciągle się coś dzieje i nie ma czasu na
nudę, ale prędkość wydarzeń nie jest zbyt powalająca, dla mnie jest wręcz
ślimacza, jednak nie przeszkadza to w czerpaniu przyjemności z lektury. Ten
minus skutecznie przysłania pomysł na fabułę, który jest intrygujący. Mamy
prywatnego detektywa, seryjnego zbójcę, który dokonuje zbrodnie w dość
specyficzny sposób, co jeszcze bardziej przykuwa uwagę oraz nagły zwrot akcji,
w którym bohater staje się podejrzanym. Z pewnością historia dostarcza wielu
niezapomnianych wrażeń.
Bohaterowie
nie zapadają w pamięć, chociaż każdy z nich reprezentuje inną postawę czy
charakter. Mimo to czułam, że czegoś im brakuje, czegoś co by sprawiło, że
wyróżnili by się z tłumu i mogliby zostać zapamiętani. Są to postacie, które
można znaleźć w wielu książkach, więc tutaj nie będzie żadnych ochów i achów,
ale są dobrze przemyślani i równie dobrze wykreowani, więc jestem pewna, że
wielu z Was milo spędzi z nim czas.
Podobał
mi się zabiega jaki zastosowała autorka, w którym to poznajemy ogólny zarys
mordercy, jego codzienne życie, nawet to gdzie mieszka, ale nie poznajemy
najważniejszej kwestii, czyli tego dlaczego to robi, co popchnęło go do tego,
aby dokonywać tak okrutnych zbrodni. To jeszcze bardziej potęguje ciekawość
czytelnika i sprawia, że nie można się oderwać od lektury i właśnie o to
chodzi.
Czy
warto przeczytać? Myślę, że tak. Na pewno spodoba się to tym, którzy dopiero będą
zaczynać przygodę z tym gatunkiem, gdyż „Przychodzę nie w porę” jest dobrą
propozycją na początek. Sądzę, że weterani w tej dziedzinie mogą już lekko
kręcić nosem, ale nie mogę być pewna na 100%. Kto ma w planach tę lekturę?
Za
możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu W.A.B.
Pozdrawiam, Judyta
Tarnobrzeg to rodzinne miasto mojego taty, więc pewnie z tego powodu sięgnę po recenzowaną przez ciebie książkę.
OdpowiedzUsuń