wtorek, 2 kwietnia 2019

"Pisarka" - Katarzyna Michalak


Do Katarzyny Michalak i jej powieści mam pewien sentyment. W liceum przygodę z czytaniem dla przyjemności zaczęłam od "Poczekajki", którą do tej pory przeczytałam cztery razy. Każda kolejna książka autorki trafia w moje ręce jeszcze przed premierą lub zaraz tuż po niej. Niedawno zagościła u mnie "Pisarka", w której Kasia prosi, by nie doszukiwać się jej autobiografii. Ale czy faktycznie jest to przypadkowa historia o zmyślonej kobiecie?


Weronikę Nocyk poznajemy jako małą dziewczynkę, która zaczyna swoją szkolną przygodę w czasach komuny. Niestety nie miała tego szczęścia i nie zaznała prawdziwej rodzicielskiej miłości od samego początku - jej matka, pani prokurator z piekła rodem nie posiada w sobie pozytywnych uczuć, które mogłaby przelać na córkę. Niezwykle surowa dla dziecka, istna zołza w pracy - od najmłodszych lat lubiła donosić na znajomych, co zostało jej w krwi i zrobiła z tego poniekąd sposób na życie. Wyszła za mąż za wcale nie lepszego od niej człowieka. I to małżeństwo nie miało nic wspólnego z miłością, ono raczej narodziło się z potrzeby, może odrobinę z "rozsądku", które miało dosyć specyficzne znaczenie. Oboje traktowali córkę jako kogoś, kto tylko przeszkadza, ale dbali o to, by uchodzili za dobrych rodziców - Weronika zawsze była schludnie ubrana, miała bardzo dobre oceny, a za złe w domu dostawała burę. Aczkolwiek może to spore niedopowiedzenie, bo klęczenia z rękami w górze nie można nazwać zwykłą karą. To była tortura, znęcanie się nad dzieckiem, które nie było chciane.

W życiu Niki pojawił się chłopiec imieniem Wiktor. Od początku między tą dwójką pojawiła się nić porozumienia, która zawiązała prawdziwą przyjaźń. Wiele tych dwoje łączyło, między innymi sytuacja w domu, która nie była u żadnego kolorowa. Ojciec Wiktora nie stronił od alkoholu, a i bić najbliższych bardzo lubił. Chłopiec był zahukany w sobie, co sprawiło, że stał się kozłem ofiarnym dla rówieśników.

Dzieci niesamowicie nawzajem się wspierały, mimo małych kłótni nadal pałali do siebie sympatią. Miło było czytać o takiej szczerej przyjaźni, bez podtekstów i wzajemnych korzyści chociaż one były - tylko młodzi z pewnością nie zwracali na nie uwagi.

Po zakończeniu roku szkolnego Weronikę odwiedza babcia zwana Bunią. Niestety trafia na bardzo przykry moment, bowiem widzi na własne oczy jak w ramach kary jej wnuczka klęczy z rękami podniesionymi do góry. Dla kogoś, kto przeżył wojnę i widział ją na własne oczy to było coś strasznego. Coś, co nie powinno się wydarzyć. Bunia szybko podejmuje decyzję o tym, że zabierze małą do siebie na wieś, na wakacje. Oczywiście rodzice Niki nie mają nic przeciwko, nawet ich ten obrót sprawy cieszy, ale jest ktoś, kto najchętniej zabroniłby jej wyjeżdżać...

Tak jak się tego spodziewałam - pobyt na wsi, mimo ciężkiej pracy na gospodarstwie, daje dziewczynce niesamowitą radość i sprawia, że mała odżywa. Nie choruje, cieszy się z małych rzeczy, sprowadza do domu ranne i porzucone zwierzęta, a w wolnym czasie zaczyna pisać książki i opowiadania. Mimo młodego wieku Nika ma ogromną wyobraźnię, a historie, które tworzy są barwne i nie pozwalają odłożyć się "na później".

Jednak wszystko co dobre szybko się kończy. Tak też wakacje dobiegają końca i zbliża się czas powrotu do szarej rzeczywistości z katami zamiast rodziców, którzy nawet nie odwiedzili przez cały ten czas jedynej córki. Czy Bunia pozwoli ukochanej wnuczce na powrót do "domowego więzienia"? A jeśli nie, to co na to surowa pani prokurator? Odetchnie z ulgą, że pozbyła się problemu, czy może będzie wściekła? I przede wszystkim - co z przyjaźnią z Wiktorem? W dobie bez telefonów i na odległość może być ciężko ją utrzymać...

I w tym momencie mogłabym Wam dalej opowiadać o tym, jak toczą się losy bohaterki, ale nie lubię spojlerów, więc pozostawię Was w niewiedzy.

Książkę początkowo czytało mi się ciężko, co jest myślę celowym zabiegiem autorki. Opisuje ona dosyć drastycznie dzieciństwo głównej bohaterki, a moja wyobraźnia lubi galopować i tworzyć w mojej głowie obrazy, które do przyjemnych nie należą. Ale wraz z dorastaniem dziewczynki, a właściwie od jej pierwszych dni wakacji na wsi czytanie było czystą przyjemnością z cięższymi przerywnikami. Powieść jest niezwykle emocjonująca, ale... No właśnie, zawsze musi być jakieś ale. W "Pisarce" powtarzają się zdarzenia z innych książek Kasi. Nie uznaję tego za wadę - wręcz przeciwnie, ale miałam nieodparte wrażenie, że albo autorka nie ma nowych pomysłów (co jest raczej niemożliwe, bo wielokrotnie pokazała, jak wiele ich ma), albo przelała w swoją "najmłodszą" wydarzenia ze swojego życia. Tak jak prosiła, nie będę się doszukiwała autobiografii w pierwszej części trylogii, bo tu nie o to chodzi. Czytelnik ma czerpać z lektury radość i mądrości życiowe, a w tym przypadku właśnie tak jest.

Z przyjemnością patrzyłam, jak ta mała dziewczynka dorasta i stawia się przeciwnościom losu. Powiem Wam, że charakterna z niej babka i z niecierpliwością czekam na kolejne części. O tym, że warto przeczytać "Pisarkę" nie muszę wspominać, bo Kasia Michalak to klasa sama w sobie. Podziwiam ją jako autorkę, bo drogę, jaką pokonała miała wyboistą, a mimo to dała i nadal daje radę. Ciągle się rozwija, co widać po jej książkach. Jestem pewna, że niejeden pisarz chciałby być właśnie w takim miejscu, w jakim znalazła się ona.

Za możliwość przeczytania powieści dziękuję Autorce i Wydawnictwu WM

Serdeczności, Magdalena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz