poniedziałek, 17 lipca 2017
"Spalone mosty" Izabella Frączyk
Wolny weekend spędzony w rodzinnym domku, z dala od komputera przyniósł mi zadziwiająco wiele czasu. Spożytkowałam go najlepiej jak tylko potrafiłam - na kontynuację losów Magdy i jej stajni w Pieńkach.
Jak wiecie Magda porzuciła swoje dotychczasowe życie i przeniosła się na wieś, by objąć pieczę nad spadkiem, który pozostawiła jej babcia. Decyzję o tym poniekąd pomógł jej podjąć mąż - typowy maminsynek, który od dłuższego czasu przyprawiał jej rogi. Stadnina okazuje się być studnią bez dna, pochłania coraz więcej nie tylko czasu, ale i pieniędzy, ale nasza bohaterka się nie poddaje i robi wszystko, by gospodarstwo poniosło się z kolan. Z czasem do koni dołączają strusie, kury, kot, kucyk, a nawet krowa Carmen, która stawiana jest na równi z wierzchowcami - wszak daje się ujeżdżać, co sprawia jej niebywałą radość.
Pamiętacie kości znalezione przy domostwie? Magda dzięki kolejnemu tajemniczemu odkryciu dowiaduje się do kogo należały... Jedna tajemnica ciągnie za sobą kolejne...
Staszek stara się trzymać z dala od naszej bohaterki - wedle oczywiście jej życzenia. Jednak świeżo upieczona rozwódka nie może narzekać na brak powodzenia wśród mężczyzn, szczególnie u Adama, który chudnie w oczach (reszta ciała też chudnie) i by wyglądać korzystniej poddaje się operacji plastycznej.
Alicja cała w skowronkach oczekuje wyjścia Krzysztofa z więzienia. Jednakże to, co się cudownie rozpoczyna ma niestety fatalne skutki...
Wraz z nadchodzącą zimą nad stajnią zbierają się czarne chmury. Tynk ze ścian odpada, okna nadają się tylko do wymiany, sezon nieśności strusi się kończy, a w gospodarstwie dochodzi do pożaru.
Czy to koniec nowego życia Magdy? Czy stadninę będzie można odbudować? Jak potoczą się miłosne perypetie w Pieńkach i czy usłyszymy w końcu kościelne dzwony?
Przygodę z Izą Frączyk rozpoczęłam od książki "Kobiety z odzysku", która skradła moje serce humorem i lekkością z jaką została napisana. Jak się okazało, jest to domena autorki, bo losy stadniny w Pieńkach zawładnęły moim sercem jeszcze bardziej. Często zdarza się, że w powieściach coś mi działa na nerwy - albo literówki pojawiające się nagminnie, pomylone imiona bohaterów, rozwleczone na siłę opisy lub formy słów rzadko spotykane np. "otwarła". W przypadku "Spalonych mostów" nic takiego nie miało miejsca! Po prostu usiadłam i czytałam, dopóki książka się nie skończyła. W literackim świecie mówi się o klątwie drugiego tomu trylogii - zazwyczaj ta część jest sztuczna, napompowana i zbędna, a tutaj... Tutaj tego nie ma! Jestem wprost zachwycona przystępnym językiem powieści, niebanalnością tekstu i nie mogę się doczekać trzeciego tomu!
Czy polecam? Z czystym sercem! I wiem, że do powieści jeszcze kiedyś wrócę :)
Serdeczności, Magdalena
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo dziekuję za piękną recenzję :)
OdpowiedzUsuń