niedziela, 30 lipca 2017

"W rytmie passady" - Anna Dąbrowska


Ciężkie czasy nastały ostatnio w mym życiu. Wolnych chwil było mało, to też nie miałam kiedy czytać, obowiązków przybywało, a doba nie chciała się rozciągnąć. "W rytmie passady" czytałam bardzo długo i jest mi z tego powodu wstyd. Bałam się, że się zawiodę, chociaż Ania Dąbrowska ma świetne pióro i już nam udowodniła, że potrafi wzruszyć czytelnika i doprowadzić do łez. Zachwalaliście tę powieść, kazaliście przygotować sobie chusteczki, tłumaczyliście, że zakończenie mnie zaskoczy, a ja Wam nie wierzyłam. Jak więc się skończyła moja przygoda z passadą?



Julita jest kobietą w progu dorosłości. Ma za sobą niezwykle traumatyczne przeżycia, po których pozostały emocje siedzące w środku dziewczyny i niepozwalające wydostać się na zewnątrz w postaci słów a torsji nieprzynoszących żadnej ulgi. Nie potrafi bądź nie chce się udzielać towarzysko, a jej jedyną przyjaciółką jest jej kuzynka Ola, która naszą bohaterkę w celu odgonienia złych emocji zabiera na lekcje zumby. Z pozoru niewinna zabawa przynosi nieoczekiwane wydarzenia w życiu Juli...

Marcel ma przysłowiowy nóż na gardle. Jego mama umiera na raka, a on potrzebuje pieniędzy na leczenie, które ma przedłużyć jej życie o ile to w ogóle możliwe. Jego pasją jest taniec, z którego stara się żyć, jednak rzeczywistość jest brutalna. Szybkim sposobem na zarobienie pieniędzy okazuje się być konkurs tańca, jednakże brak odpowiedniej partnerki staje na przeszkodzie. Z pomocą przychodzi Kuba, który zaprasza przyjaciela na zajęcia z zumby, by ten wybrał kobietę, z którą będzie mógł wziąć udział w poniekąd tańcu o życie....

Marcel niemalże od razu jest oczarowany Julą, która według niego jest stworzona do tańca. Tylko jak namówić bojącą się dotyku kobietę na wspólną naukę passady - pełnej namiętności, bliskości i dotyku?

Jula denerwowała mnie praktycznie od samego początku. Rozumiem, że ma za sobą traumatyczne przeżycia, które odcisnęły piętno na jej psychice, ale odniosłam wrażenie, że lubi się samobiczować. W życiu nie chodzi przecież o to, by siedzieć zamkniętym tylko ze swoimi myślami, sami nie damy sobie rady z demonami. Grunt to spotkać na swojej drodze kogoś, komu będziemy mogli powierzyć swoje sekrety i wspólnie stawiać czoło przeciwnościom. Julita nie chce żyć swoim życiem, nie chce się wyleczyć. Miałam wrażenie, że dobrze jej jest, tak jak jest - w samotności, w strachu, w złych wspomnieniach. Każdy dotyk i sytuacja, w której zostaje z Marcelem sam na sam wzbudza w niej torsje i...chęć ucieczki, z której często korzysta. Nie polubiłyśmy się, niestety, ale przecież w czytaniu nie chodzi o to, by lubić wszystkich bohaterów. Myślę, że to ona przyczyniła się w dużej mierze do tego, że tak ciężko początkowo mi się czytało jej historię. Ale z czasem, z brzydkiego kaczątka powstał piękny łabędź - Jula przeżywa pewnego rodzaju katharsis dzięki Marcelowi. Wzajemnie się uzupełniają - on pomaga jej przezwyciężyć fobię, a ona pozwala mu chociaż na chwilę zapomnieć o cierpieniu matki.

Niestety los lubi płatać figle i dla tych dwojga jest wielce niesprawiedliwy. A może to bohaterowie sami zapracowali na wszystko z pomocą "życzliwych" przyjaciół?

Nie wierzyłam Wam początkowo, jak mówiliście, że będę płakać. Teraz wiem, ze to jak kto, ale Wy macie zawsze rację! Ostatnie 100 stron zafundowało mi taki rollercoaster jakiego w życiu się nie spodziewałam. Dobrze, że siedziałam w odosobnieniu, bo z rozmazanym makijażem wyglądałam jak sto nieszczęść. Anna Dąbrowska złamała serce tysiącom czytelników - nawet mnie, za co jestem wdzięczna. W końcu mam masochistyczne zapędy i lubię jak w książce dzieją się dramatyczne wydarzenia. Kocham nieprzewidywalność jaka jest w "W rytmie passady", ale... nadal nie mam dobrego zdania o Julicie, za to moje serce należy w całości do Marcela.

Cieszę się, że autorka zakończyła książkę w taki sposób, by dać czytelnikom nadzieję na dalsze losy bohaterów. Liczę, że niebawem pojawi się kontynuacja. Czy polecam książkę? Z czystym sumieniem! Obowiązkowa lektura roku 2017! I bardzo rzadko to mówię, ale w tym wypadku jestem pewna, że jeszcze nie raz przeczytam losy Julity i Marcela. Może kiedyś się z Julą polubimy?

Za możliwość przeczytania dziękuję Annie Dąbrowskiej oraz Wydawnictwu Zysk i Spółka.

Serdeczności, Magdalena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz