wtorek, 2 kwietnia 2019

"Inkub" - Artur Urbanowicz


W demonologii inkubami nazywa się demony przybierające postać uwodzicielskich mężczyzn nawiedzających kobiety we śnie i kuszące je współżyciem seksualnym. Często są przedstawiane jako postacie z rogami poruszające się na koniach.
Czy autor nadal trzyma się gatunku jakim jest horror, czy może w końcu napisał powieść erotyczną z dreszczykiem? ;)



Artura Urbanowicza przedstawiać Państwu nie trzeba. W mojej opinii to młody, zdolny pisarz, przed którym świat grozy stoi otworem. Tak bardzo, jak nie lubię się bać (a nie znoszę!), tak bardzo uwielbiam jego pióro. Jeśli chodzi o horrory, to czytam tylko jego powieści i mimo, że później boję się zostać sama w domu, czy wyjść na spacer z psem po zmroku to i tak wiem, że warto. Przygodę z jego piórem rozpoczęłam od "Gałęziste", potem przyszła kolej na "Grzesznika", a wisienką na torcie stał się "Inkub", który 3.04.2019 będzie miał swoją premierę. Rozsiądźcie się wygodnie i uważajcie na siebie, bo będzie strasznie ;)



Swoją przygodę z powieścią zaczęłam od wygooglowania pojęcia z tytułu. Tak też dowiedziałam się, że inkub to nic innego jak anioł, którego do upadku doprowadziła - a jakże - kobieta. A raczej jej pożądanie. I tu mała dygresja - dlaczego my kobiety jesteśmy postrzegane jako takie złe istoty, które zawsze wodzą na pokuszenie? ;) Zasadniczo inkub jest demonem, który pragnie stosunków płciowych z kobietami, nawiedza je we śnie i z rozkoszą wykorzystuje. Gdy zasięgnęłam języka na temat tego, kim albo czym ta istota właściwie jest pomyślałam "czy Artur oszalał?" - niestety nie mogę użyć tu niecenzuralnego słowa, ale bałam się, że stworzył powieść, w której bohater będzie jedną z twarzy Greya. Potem w głowie narodziło mi się pytanie - może to będzie coś o mistycyzmie, czarach i różnych marach? A gdy otrzymałam egzemplarz recenzencki stwierdziłam, że kogoś zdrowo pogięło, bo to nie książka a cegła. W sumie dwie cegły. Ponad 700 stron grozy w jednej okładce - toż to niemalże dawka śmiertelna! A przynajmniej tak mi się wydawało...

Historia inkuba rozpoczyna się od prologu, w którym młody miłośnik horrorów i strachu poszukuje nawiedzonych miejsc w celu ich zwiedzania. Wstęp ten zapewnia czytelnikowi przyjemny dreszczyk emocji i stanowi istne preludium do historii właściwej.

Fabułę powieści stanowi historia jednej wioski na Suwalszczyźnie. Historii, która rozpoczęła się w roku 1971 i po ponad 40 latach znów się powtarza. Te dwie odmienne epoki - komunizmu i czasów współczesnych - spajają niczym klamrą tajemnicze zjawiska: zgony, szaleństwo, klątwa oraz zorza polarna. Głównym bohaterem jest policjant z wydziału kryminalnego, który po wybrykach urodzinowych, aby odkupić swoje przewinienia zostaje wmanewrowany do pomocy przy sprawie tajemniczej śmierci małżeństwa z Jodozior, które są głównym miejscem akcji. Policjant po kolejnych niezwykłych wydarzeniach angażuje się całym sobą w życie oraz historię wioski i jej mieszkańców.

Czy jego determinacja i zapał pomogą mu znaleźć przyczynę - obecnych i przeszłych - niezwykłych wydarzeń? I jaką rolę ma kobieta, wraz z pojawieniem się której we wsi zaczynają się dziać dziwne rzeczy?

Jaka jest przyczyna tych tragedii? Czy naprawdę mamy do czynienia z klątwą wioski? A jeśli tak, to kto za tym wszystkim stoi? A może to po prostu skutek zorzy polarnej i naturalnych zjawisk? Czy może demoniczny inkub wodzi nas za nos i jest to tylko zły sen bohatera?

Autor w bardzo umiejętny sposób żongluje emocjami czytelnika, od śmiechu spowodowanego rozmowami bohatera z przyjacielem, do strachu opisanego w tajemnicy wioski. Ale nie martwcie się! Smutek, radość i zauroczenie przy tej lekturze nie będą wam obce! Pomimo swojej objętości powieść trzyma wysoki, logiczny poziom. Każdy rozdział odkrywa kolejny rąbek tajemnicy i dokłada jeszcze jeden element tej ogromnej układanki.

Jednak aby nie było zbyt kolorowo muszę trochę ponarzekać. Powieść nie obyła się bez niedociągnięć, które pewnie w ostatecznej wersji zostały usunięte - osobiście otrzymałam tekst jeszcze przed redakcją. Sama grubość powieści zwala z nóg i straszy. Jeśli dodamy do tego gęstość tekstu przeraża jeszcze bardziej. Niektóre opisy i sytuacje użyte przez autora, w celu zmniejszenia napięcia i emocji u czytelnika, po prostu nudzą (chwilowo, ale jednak), aż ma się ochotę minąć kilka stron, by sprawdzić jak dalej potoczy się historia. Jednak jak teraz o tym myślę, to dochodzę do wniosku, że może to być problem z brakiem mojej cierpliwości, która kilka lat temu wyjechała na wakacje i do tej pory nie wróciła.

"Inkub" trzyma bardzo wysoki poziom w gatunku horroru. Dla miłośników będzie obowiązkową pozycją do przeczytania, a dla osób, które chcą zacząć swoją mroczną przygodę świetnym startem.

Z Urbanowiczem jest jak u Hitchcocka - najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie wzrasta. Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to najlepsza powieść tego autora. Straszy tak, by od tego strachu czytelnika uzależnić jak narkotyk. I bardzo dobrze mu to wychodzi ;)

Jak to powiedział mój facet, który zabrał mi książkę i zatracił się w lekturze: "Koniec dupę urywa!" ;)

Recenzja powstała we współpracy z moim osobistym facetem, który z zachwytu już niebawem wytapetuje sypialnię zdjęciami Artura oraz replikami okładek jego książki :)

Za możliwość przeczytania powieści dziękujemy autorowi oraz wydawnictwu Vesper

Serdeczności, Magdalena i Krzysztof

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz