wtorek, 13 lutego 2018

"Szamanka od Umarlaków" Martyna Raduchowska


Witam!

„Szamanka od Umarlaków” Martyny Raduchowskiej to książka, do której już od dłuższego czasu się przymierzałam, ale zawsze coś innego wchodziło mi w drogę. Lecz w końcu i na tę pozycję przyszedł czas! Czy była to wciągająca lektura? A może słusznie ją tak ciągle odkładałam?





Ida jest młodą kobietą, która pochodzi z rodziny czarodziejów i to nie byle jakiej! Brzezińscy są wielkim, cenionym rodem i za wszelką cenę chcą bym ich córka podążyła śladami wieloletniej tradycji. Czasami jednak zdarza się, że dziecko nie wykazuje żadnych zdolności magicznych i właśnie takim dzieckiem jest Ida, jak to określono jest czarną owcą w rodzinie. Tak przynajmniej myślą jej rodzice, jednak prawda jest całkowicie inna. Może i dziewczyna nie potrafi czarować, ale za to ma inny dar, a mianowicie rozmawia z umarłymi, a także czasami potrafi przewidzieć czyjąś śmierć.

Historia dziewczyny w tej części kręci się wokół jej szkolenia na medium/szamankę, ale także wokół jej pierwszego samodzielnego zadania. Te dwie sytuacje dostarczają nam wielu wspaniałych przygód i zwrotów akcji, a także przyprawiają momentami o gęsią skórkę. Tak bardzo wciągnęłam się w historię, że zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości. Wstrzymywałam oddech za każdym razem gdy Ida stawała twarzą w twarz z zagrożeniem.

Poznajemy w książce wiele ciekawych i intrygujących postaci. Tekla – ciotka Idy, ociekająca sarkazmem, wymagająca, szkoli Idę do jej przyszłej roli medium, wredna nad wyraz, ale kocha swoją siostrzenicę. Duch, Milena i Różyczka – duchy, które mieszkają razem z dziewczyną w mieszkaniu, bardzo namieszają w jej życiu. Największą rolę odgrywa Duch, którego chętnie bym zabiła, gdyby już nie był martwy. Mikołaj – sprawca całego nieszczęścia Idy. Kruchy – pilnuje dziewczyny by nie zrobiła nic głupiego, ciągle poważny, mało się uśmiecha, lekko tajemniczy. Wymieniłam tylko kilka postaci, które zapadły mi w pamięć, a jest ich w książce o wiele więcej.  Muszę przyznać, że kreacja bohaterów jest genialna i niepowtarzalna, widać perfekcyjną pracę autorki nad swoim dziełem, bo tak naprawdę to nie mam się do czego przyczepić.

Zakochałam się w Gryzaku, który jest tzw. Łapaczem snów. Tylko że w powieści został przedstawiony jako puchate zwierzątko z lisim ogonem o żółtych oczkach, a nie jako indiański przedmiot, który zawiesza się nad łóżkiem. Miał on za zadanie wyłapywać koszmary Idy i w dowolnym momencie, gdy tylko dziewczyna poprosiła, pokazywał je. Dzięki temu można było spać spokojnie, bez złych snów, które zakłóciłyby sen. Jeśli kiedykolwiek Pani Martynie przyjdzie na myśl uśmiercić Gryzaka, to ja strzelam focha ;)

Historia jest pełna humoru, zwrotów akcji, ale także znajdziemy tam chwile grozy i niepewności. Jak mówiłam nie mam się za bardzo do czego przyczepić, może tylko czasami irytowała mnie Ida, gdy nie potrafiła domyślić się prostych rzeczy albo podejmowała tak irracjonalne decyzje, że chętnie zdzieliłabym ją w łeb. Ale czego się spodziewać po osobie, która chce żyć normalnie, a nie może? Też by mnie szlag jasny trafiał :D

Powiem krótko, polecam tę pozycję. Jest warta przeczytania i już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła przeczytać drugi tom. A mam wielką nadzieję, że na dwóch to się nie skończy. Nic tylko siadać i zatracić się w lekturze, tylko nie zapomnijcie o dużej ilości herbaty czy kakao, bo lektura może grozić odwodnieniem  ;)

Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu Uroboros.


Pozdrawiam, Judyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz