Witam!
„Szamanka od Umarlaków” Martyny Raduchowskiej to książka, do
której już od dłuższego czasu się przymierzałam, ale zawsze coś innego
wchodziło mi w drogę. Lecz w końcu i na tę pozycję przyszedł czas! Czy była to
wciągająca lektura? A może słusznie ją tak ciągle odkładałam?
Ida jest młodą kobietą, która pochodzi z rodziny czarodziejów
i to nie byle jakiej! Brzezińscy są wielkim, cenionym rodem i za wszelką cenę
chcą bym ich córka podążyła śladami wieloletniej tradycji. Czasami jednak
zdarza się, że dziecko nie wykazuje żadnych zdolności magicznych i właśnie
takim dzieckiem jest Ida, jak to określono jest czarną owcą w rodzinie. Tak
przynajmniej myślą jej rodzice, jednak prawda jest całkowicie inna. Może i
dziewczyna nie potrafi czarować, ale za to ma inny dar, a mianowicie rozmawia z
umarłymi, a także czasami potrafi przewidzieć czyjąś śmierć.
Historia dziewczyny w tej części kręci się wokół jej
szkolenia na medium/szamankę, ale także wokół jej pierwszego samodzielnego
zadania. Te dwie sytuacje dostarczają nam wielu wspaniałych przygód i zwrotów
akcji, a także przyprawiają momentami o gęsią skórkę. Tak bardzo wciągnęłam się
w historię, że zapomniałam o otaczającej mnie rzeczywistości. Wstrzymywałam
oddech za każdym razem gdy Ida stawała twarzą w twarz z zagrożeniem.
Poznajemy w książce wiele ciekawych i intrygujących postaci.
Tekla – ciotka Idy, ociekająca sarkazmem, wymagająca, szkoli Idę do jej
przyszłej roli medium, wredna nad wyraz, ale kocha swoją siostrzenicę. Duch,
Milena i Różyczka – duchy, które mieszkają razem z dziewczyną w mieszkaniu,
bardzo namieszają w jej życiu. Największą rolę odgrywa Duch, którego chętnie
bym zabiła, gdyby już nie był martwy. Mikołaj – sprawca całego nieszczęścia
Idy. Kruchy – pilnuje dziewczyny by nie zrobiła nic głupiego, ciągle poważny,
mało się uśmiecha, lekko tajemniczy. Wymieniłam tylko kilka postaci, które
zapadły mi w pamięć, a jest ich w książce o wiele więcej. Muszę przyznać, że kreacja bohaterów jest
genialna i niepowtarzalna, widać perfekcyjną pracę autorki nad swoim dziełem,
bo tak naprawdę to nie mam się do czego przyczepić.
Zakochałam się w Gryzaku, który jest tzw. Łapaczem snów.
Tylko że w powieści został przedstawiony jako puchate zwierzątko z lisim ogonem
o żółtych oczkach, a nie jako indiański przedmiot, który zawiesza się nad
łóżkiem. Miał on za zadanie wyłapywać koszmary Idy i w dowolnym momencie, gdy
tylko dziewczyna poprosiła, pokazywał je. Dzięki temu można było spać spokojnie,
bez złych snów, które zakłóciłyby sen. Jeśli kiedykolwiek Pani Martynie
przyjdzie na myśl uśmiercić Gryzaka, to ja strzelam focha ;)
Historia jest pełna humoru, zwrotów akcji, ale także
znajdziemy tam chwile grozy i niepewności. Jak mówiłam nie mam się za bardzo do
czego przyczepić, może tylko czasami irytowała mnie Ida, gdy nie potrafiła
domyślić się prostych rzeczy albo podejmowała tak irracjonalne decyzje, że
chętnie zdzieliłabym ją w łeb. Ale czego się spodziewać po osobie, która chce
żyć normalnie, a nie może? Też by mnie szlag jasny trafiał :D
Powiem krótko, polecam tę pozycję. Jest warta przeczytania i
już nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła przeczytać drugi tom. A mam wielką
nadzieję, że na dwóch to się nie skończy. Nic tylko siadać i zatracić się w
lekturze, tylko nie zapomnijcie o dużej ilości herbaty czy kakao, bo lektura
może grozić odwodnieniem ;)
Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu Uroboros.
Pozdrawiam, Judyta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz