Witam!
Właśnie sobie przypomniałam, że miałam zrecenzować dla Was
jedną książkę, która już od dłuższego czasu leży przeczytana na półce, a jest
nią „Alice i Oliver” Charles’a Bock’a . Nie wiem jakim cudem o niej
zapomniałam, mając ją przynajmniej raz dziennie przed oczami. Tak bardzo staram
się, aby recenzje pojawiały się w okolicach premiery, a tym razem zawaliłam. No
ale cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem… lepiej późno niż wcale nie? Także
zaraz się dowiecie, czy według mnie książka jest warta przeczytania.
Alice była zwykłą kobietą, która miała kochającego męża.
Oddawała się swojej pasji, codziennie brała z życia to co najlepsze, pozwalała
wyżyć się swojej artystycznej duszy, żyła blisko z rodziną, która była dla niej
bardzo ważna i całe to szczęście zburzyła jedna, powalająca diagnoza:
białaczka. Odtąd życie Alice nie było już takie samo, ciągła walka z chorobą,
która nie była równa. Ostoją w tej męce był trwający zawsze przy jej boku
ukochany mąż, przecież przysięgali sobie, że będą z sobą w zdrowiu i chorobie,
póki śmierć ich nie rozłączy. A to, co szokuje najbardziej, to fakt, że ta
historia wydarzyła się naprawdę.
Zaczynając czytać, wiedziałam, że będę musiała przygotować
się na ciężką historię, która wzbudzi zapewne wiele emocji i łez, ale nie wiedziałam,
że będzie ich aż tyle. Przed lekturą zagłębiłam się trochę w historię powstania
tej powieści i dowiedziałam się, że autor wykorzystał do niej dziennik swojej
zmarłej żony i większość przeżyć i emocji pochodzi właśnie od tego, co on i
jego żona przeszli, gdy dowiedzieli się o chorobie i gdy z nią walczyli. Przez
co dla mnie ta pozycja nabiera jeszcze większego znaczenia, bo staje się
bardziej rzeczywista i autentyczna. Oczywiście jest tam także dużo ubarwień,
główna bohaterka różni się nieco od żony autora, ale mimo to nie da się przejść
obok tej książki obojętnie.
To co rzuciło mi się od razu w oczy, gdy skończyłam czytać,
było to, że autor nie owijał w bawełnę. Pisał konkretnie to co czuła Alice i
Oliver, jak choroba powoli niszczyła ciało i umysł kobiety, jak jej mąż, widząc
swoją ukochaną jak cierpi, reagował na to. Pokazał jakie destrukcyjne skutki na
małżeństwo ma tak ciężka choroba. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że
choroba nie niszczy tylko osoby, którą zaatakowała, ale także ma wielki wpływ
na rodzinę czy przyjaciół. Czasami mam wrażenie, że potrafi ona zniszczyć
bardziej kogoś, kto patrzy na cierpienie bliskiej osoby, niż samego chorego.
Emocji z tą książką towarzyszyło mi bardzo wiele, nie raz
popłynęły mi z oczu łzy i modliłam się o to, żeby los bohaterów potoczył się
inaczej, ale niestety nie miałam na to wpływu. Po tej pozycji trudno jest dojść
do siebie, lecz muszę przyznać, że otwiera ona oczy i umysł oraz potrafi uświadomić
czytelnikowi jak kruche jest życie i nie wolno się poddawać. Jeśli ktoś chce
lekką historię z chorobą w tle, to niech nawet po nią nie sięga. To nie jest
powieść, która miło zapełni wam czas, pozwoli zapomnieć o codziennych
problemach… Ona sprawi, że poczujecie karuzelę emocji, która jak zostanie tylko
wprawiona w ruch, jest nie do zatrzymania. Mimo ciężkiego tematu, uwierzcie, że
będziecie chcieli poznać dalsze losy bohaterów, bo autor nie niszczy nadziei na
happy end. Ale czy taki był? Tego nie mogę Wam zdradzić. Jeśli nie boicie się
trudnej tematyki to bez najmniejszego wahania, sięgnijcie po „Alice i Oliver”,
kac książkowy gwarantowany.
Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu W.A.B.
Pozdrawiam, Judyta
Nie wiem czy chcę przeczytać. Wystarczy, że w życiu spotykam wielu chorych, ale czy jeśli "schowam głowę w piasek" to choroby znikną... Wiele emocji, ale może warto przeczytać i docenić to co się ma, a jeśli dotknie choroba walczyć.
OdpowiedzUsuńUwielbiam ckliwe i płaczliwe historie. Przeczytałam w swoim życiu już wiele takich książek. Muszę niebawem zaopatrzyć się i w te pozycję :)
OdpowiedzUsuń