wtorek, 24 kwietnia 2018

"Alice i Oliver" Charles Bock

Witam!

Właśnie sobie przypomniałam, że miałam zrecenzować dla Was jedną książkę, która już od dłuższego czasu leży przeczytana na półce, a jest nią „Alice i Oliver” Charles’a Bock’a . Nie wiem jakim cudem o niej zapomniałam, mając ją przynajmniej raz dziennie przed oczami. Tak bardzo staram się, aby recenzje pojawiały się w okolicach premiery, a tym razem zawaliłam. No ale cóż, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem… lepiej późno niż wcale nie? Także zaraz się dowiecie, czy według mnie książka jest warta przeczytania.


Alice była zwykłą kobietą, która miała kochającego męża. Oddawała się swojej pasji, codziennie brała z życia to co najlepsze, pozwalała wyżyć się swojej artystycznej duszy, żyła blisko z rodziną, która była dla niej bardzo ważna i całe to szczęście zburzyła jedna, powalająca diagnoza: białaczka. Odtąd życie Alice nie było już takie samo, ciągła walka z chorobą, która nie była równa. Ostoją w tej męce był trwający zawsze przy jej boku ukochany mąż, przecież przysięgali sobie, że będą z sobą w zdrowiu i chorobie, póki śmierć ich nie rozłączy. A to, co szokuje najbardziej, to fakt, że ta historia wydarzyła się naprawdę.

Zaczynając czytać, wiedziałam, że będę musiała przygotować się na ciężką historię, która wzbudzi zapewne wiele emocji i łez, ale nie wiedziałam, że będzie ich aż tyle. Przed lekturą zagłębiłam się trochę w historię powstania tej powieści i dowiedziałam się, że autor wykorzystał do niej dziennik swojej zmarłej żony i większość przeżyć i emocji pochodzi właśnie od tego, co on i jego żona przeszli, gdy dowiedzieli się o chorobie i gdy z nią walczyli. Przez co dla mnie ta pozycja nabiera jeszcze większego znaczenia, bo staje się bardziej rzeczywista i autentyczna. Oczywiście jest tam także dużo ubarwień, główna bohaterka różni się nieco od żony autora, ale mimo to nie da się przejść obok tej książki obojętnie.

To co rzuciło mi się od razu w oczy, gdy skończyłam czytać, było to, że autor nie owijał w bawełnę. Pisał konkretnie to co czuła Alice i Oliver, jak choroba powoli niszczyła ciało i umysł kobiety, jak jej mąż, widząc swoją ukochaną jak cierpi, reagował na to. Pokazał jakie destrukcyjne skutki na małżeństwo ma tak ciężka choroba. Wielu z nas nie zdaje sobie sprawy, że choroba nie niszczy tylko osoby, którą zaatakowała, ale także ma wielki wpływ na rodzinę czy przyjaciół. Czasami mam wrażenie, że potrafi ona zniszczyć bardziej kogoś, kto patrzy na cierpienie bliskiej osoby, niż samego chorego.

Emocji z tą książką towarzyszyło mi bardzo wiele, nie raz popłynęły mi z oczu łzy i modliłam się o to, żeby los bohaterów potoczył się inaczej, ale niestety nie miałam na to wpływu. Po tej pozycji trudno jest dojść do siebie, lecz muszę przyznać, że otwiera ona oczy i umysł oraz potrafi uświadomić czytelnikowi jak kruche jest życie i nie wolno się poddawać. Jeśli ktoś chce lekką historię z chorobą w tle, to niech nawet po nią nie sięga. To nie jest powieść, która miło zapełni wam czas, pozwoli zapomnieć o codziennych problemach… Ona sprawi, że poczujecie karuzelę emocji, która jak zostanie tylko wprawiona w ruch, jest nie do zatrzymania. Mimo ciężkiego tematu, uwierzcie, że będziecie chcieli poznać dalsze losy bohaterów, bo autor nie niszczy nadziei na happy end. Ale czy taki był? Tego nie mogę Wam zdradzić. Jeśli nie boicie się trudnej tematyki to bez najmniejszego wahania, sięgnijcie po „Alice i Oliver”, kac książkowy gwarantowany.

Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu W.A.B.


Pozdrawiam, Judyta


2 komentarze:

  1. Nie wiem czy chcę przeczytać. Wystarczy, że w życiu spotykam wielu chorych, ale czy jeśli "schowam głowę w piasek" to choroby znikną... Wiele emocji, ale może warto przeczytać i docenić to co się ma, a jeśli dotknie choroba walczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ckliwe i płaczliwe historie. Przeczytałam w swoim życiu już wiele takich książek. Muszę niebawem zaopatrzyć się i w te pozycję :)

    OdpowiedzUsuń