Witam!
Dziś przychodzę do Was z recenzją książki jednej z moich
ulubionych autorek fantastyki, a mowa tutaj o Meggie Stiefvater, której nowa
książka ukazała się w Polsce na początku czerwca. Myślę, że część z Was już wie
o którą mi chodzi, ale dla tych co jeszcze się nie zorientowali to mówię tu o „Przeklętych
świętych”. Pozycja, której byłam niezwykle ciekawa, bo nie ukrywam, że okładka
jak i opis przyciągały mnie jak magnes. Nigdy jeszcze nie zwiodłam się na
powieściach tej autorki, ale czy i tym razem tak było?
Niektórych życzeń nie należy wypowiadać na głos.
„W zagadkowym miasteczku Bicho Raro w
stanie Kolorado mieszka trójka kuzynów. Ich życie płynie w sennym rytmie, choć
robią wszystko, żeby w ich okolicy stało się coś ciekawego. Jeden z kuzynów
Joaquin prowadzi nawet piracką stację radiową. Cała trójka - Beatriz, Daniel i
Joaquin - czeka, aż wreszcie stanie się cud. Ale cuda w Bicho Raro są inne od
spodziewanych...”
Czuję się lekko rozczarowana, bo nie
do końca dostałam to co obiecywał mi opis. Miała to być historia pełna tajemnic
i cudów, z czego zgodzę się tylko z tym drugim, bo tego pierwszego, jak dla
mnie, było jak na lekarstwo. To może jak jesteśmy już przy marudzeniu to wspomnę
jeszcze o jednej rzeczy, która mnie drażniła, a mianowicie postacie. Tak, tym
razem moja Meggie mnie w tym aspekcie zawiodła, bo zawsze zachwycałam się tym
jak kreowała bohaterów. W „Przeklętych świętych” nie znalazłam żadnej osoby,
która zostałaby idealnie stworzona. Miałam dziwne wrażenie, że autorka przy każdym
zatrzymała się w połowie i potem tworzyła wszystkich na jedno kopyto, bo jednak
każdy miał jakąś indywidualną cechę, ale jednak byli do siebie bardzo podobni,
co niestety sprawia, że nie zapadają w pamięć.
Ale już dość tego złego! Przechodzimy
do pozytywnych stron tej powieści. Może zacznijmy od klimatu, który zachwyca od
pierwszej strony. Jest pełen mroku, owiany lekką tajemnicą (naprawdę lekką) i niesamowicie
przyciąga czytelnika. Akcja rozkręca się powoli, ale za to zaskakuje, więc
warto trochę poczekać. Sama fabuła mnie zachwyciła i sprawiła, że mimo
beznamiętnych postaci, przeczytałam książkę w dwa wieczory, a to tylko dlatego,
że czytałam trzy powieści na raz, tak bym pewnie była gotowa w kilka godzin. To
co na pewno mnie najbardziej zaskoczyło to zakończenie, którego kompletnie się
nie spodziewałam, co jest wielkim plusem, bo ostatnio jakoś często udaje mi się
odgadnąć koniec.
Jest jeszcze jedna rzecz, którą
chciałabym powiedzieć, a mianowicie to, że mam wielką nadzieję, że powstaną
kolejne części, bo „Przeklęci święci” mają w sobie dużo niewykorzystanego potencjału,
który mógłby być wykorzystany i rozwinięty w kolejnych tomach, bo szkoda żeby
tak ciekawy pomysł został zmarnowany.
Patrząc na całokształt książki myślę,
że jest warta przeczytania, ale polecam ją osobom, które są cierpliwe i nie
skreślają powieści przez wkurzające postacie. Wiem, że jak bohaterowie irytując
to się ciężko czyta, ale dla samej fabuły i wykreowanego świata można się
trochę pomęczyć.
Za możliwość przeczytania dziękujemy
wydawnictwu Uroboros.
Pozdrawiam, Judyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz