Każdy człowiek, którego spotkasz, toczy jakąś walkę, o której nic nie wiesz, więc dla każdego bądź miły. Zawsze bądź miły.
„Chris obiecał żonie, że wkrótce do niej dołączy. Wszystko
dokładnie zaplanował, starannie wybrał czas i miejsce. Osiem minut przed
przyjazdem pociągu stanął przy krawędzi peronu.
Sarah nie od razu zdaje sobie sprawę, że uratowała samobójcę.
Powinna pójść swoją drogą, ale czuje się odpowiedzialna za mężczyznę, któremu
ból i desperacja odebrały chęć do życia. Małomówny i tajemniczy Chris coraz
bardziej ją intryguje, powoli staje się jej obsesją. Chociaż on wyraźnie jej
unika, Sarah zaczyna go śledzić, a potem odwiedzać w domu. Dąży do zacieśnienia
znajomości, nie wie, że byłoby lepiej, gdyby niektóre sekrety na zawsze
pozostały nieodkryte. Nie wie też, że wkroczyła na śmiertelnie niebezpieczną
ścieżkę.”
Zawsze gdy książka nie spełnia moich
oczekiwań i jest w moim mniemaniu totalną katastrofą, staram się znaleźć jakieś
pozytywne aspekty, które w jakimś stopniu ratują powieść i sprawiają, że nie
jest aż tak źle. Niestety w tym przypadku nie potrafiłam niczego się doszukać,
więc nie będzie to przychylna recenzja, co mnie bardzo smuci, bo naprawdę byłam
podekscytowana tym, że mam szansę przeczytać te „Osiem minut”, gdyż opis i
pochlebne opinie bardzo zachęcały i sprawiały, że spodziewałam się wciągającej
i pełnej akcji historii, a jednak wyszło to co wyszło. Ale przejdźmy do rzeczy.
Pierwsze co mnie zaczęło zastanawiać tuż po przeczytaniu to to,
kto i dlaczego umieścił tę książkę w gatunku thriller? Bo za nic mi ona tutaj
nie pasuje. Dobry thriller powinien wywołać w czytelniku dreszcze, sprawić, że
nie będzie spał po nocach, budować napięcie i być tajemniczy, a niestety tutaj
nic takiego nie dostajemy. Podczas tej lektury wynudziłam się jak mops,
bardziej pasowałoby mi to pod jakąś obyczajówkę, a że ich nie czytam, to bym
nawet nie brała tej lektury pod uwagę.
Fabuła była świetna i nawet całkiem ciekawa, ale wykonanie już
mnie tak nie zachwyciło. Od czterdziestej strony już nie czytałam tylko
męczyłam tę powieść po to, żeby dobrnąć do końca i mieć podgląd na całą
sytuację. Nie wiem czy to dlatego, że tyle tego wszystkiego czytam, ale „Osiem
minut” jest strasznie przewidywalne i schematyczne a szkoda, bo naprawdę tkwił
w nim wielki potencjał, który jednak nie został wykorzystany, nad czym bardzo
ubolewam.
Bohaterowie byli tacy beznamiętni i nikt nie wyróżniał się na tle
innych, co sprawiło, że nie śledziłam ich poczynań zbyt uważnie, gdyż nie
pałałam do nich żadnymi uczuciami. A co to za lektura bez wczuwania się? Czy
tylko ja tak mam, że jeśli nie mogę się wczuć, to nie czerpię przyjemności z
czytania? Jeśli tak to możecie ten minus pominąć, bo wtedy to tylko będzie moje
widzimisię ;)
Czy polecam? Chyba nie jest ciężko się domyślić, że powiem NIE. Plus jest taki, że czyta się tę pozycję
dość szybko, więc jeśli ktoś potrzebuje czegoś na odmóżdżenie po ciężkiej
książce (mówię tutaj o ciężkiej fabule, a nie o masie książki) to w sumie czemu
by nie ;)
Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu HarperCollins
Polska.
Pozdrawiam, Judyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz