niedziela, 5 sierpnia 2018

"Osiem Minut" Darren O'Sullivan


Każdy człowiek, którego spotkasz, toczy jakąś walkę, o której nic nie wiesz, więc dla każdego bądź miły. Zawsze bądź miły.

Chris obiecał żonie, że wkrótce do niej dołączy. Wszystko dokładnie zaplanował, starannie wybrał czas i miejsce. Osiem minut przed przyjazdem pociągu stanął przy krawędzi peronu.
Sarah nie od razu zdaje sobie sprawę, że uratowała samobójcę. Powinna pójść swoją drogą, ale czuje się odpowiedzialna za mężczyznę, któremu ból i desperacja odebrały chęć do życia. Małomówny i tajemniczy Chris coraz bardziej ją intryguje, powoli staje się jej obsesją. Chociaż on wyraźnie jej unika, Sarah zaczyna go śledzić, a potem odwiedzać w domu. Dąży do zacieśnienia znajomości, nie wie, że byłoby lepiej, gdyby niektóre sekrety na zawsze pozostały nieodkryte. Nie wie też, że wkroczyła na śmiertelnie niebezpieczną ścieżkę.

Zawsze gdy książka nie spełnia moich oczekiwań i jest w moim mniemaniu totalną katastrofą, staram się znaleźć jakieś pozytywne aspekty, które w jakimś stopniu ratują powieść i sprawiają, że nie jest aż tak źle. Niestety w tym przypadku nie potrafiłam niczego się doszukać, więc nie będzie to przychylna recenzja, co mnie bardzo smuci, bo naprawdę byłam podekscytowana tym, że mam szansę przeczytać te „Osiem minut”, gdyż opis i pochlebne opinie bardzo zachęcały i sprawiały, że spodziewałam się wciągającej i pełnej akcji historii, a jednak wyszło to co wyszło. Ale przejdźmy do rzeczy.

Pierwsze co mnie zaczęło zastanawiać tuż po przeczytaniu to to, kto i dlaczego umieścił tę książkę w gatunku thriller? Bo za nic mi ona tutaj nie pasuje. Dobry thriller powinien wywołać w czytelniku dreszcze, sprawić, że nie będzie spał po nocach, budować napięcie i być tajemniczy, a niestety tutaj nic takiego nie dostajemy. Podczas tej lektury wynudziłam się jak mops, bardziej pasowałoby mi to pod jakąś obyczajówkę, a że ich nie czytam, to bym nawet nie brała tej lektury pod uwagę.

Fabuła była świetna i nawet całkiem ciekawa, ale wykonanie już mnie tak nie zachwyciło. Od czterdziestej strony już nie czytałam tylko męczyłam tę powieść po to, żeby dobrnąć do końca i mieć podgląd na całą sytuację. Nie wiem czy to dlatego, że tyle tego wszystkiego czytam, ale „Osiem minut” jest strasznie przewidywalne i schematyczne a szkoda, bo naprawdę tkwił w nim wielki potencjał, który jednak nie został wykorzystany, nad czym bardzo ubolewam.

Bohaterowie byli tacy beznamiętni i nikt nie wyróżniał się na tle innych, co sprawiło, że nie śledziłam ich poczynań zbyt uważnie, gdyż nie pałałam do nich żadnymi uczuciami. A co to za lektura bez wczuwania się? Czy tylko ja tak mam, że jeśli nie mogę się wczuć, to nie czerpię przyjemności z czytania? Jeśli tak to możecie ten minus pominąć, bo wtedy to tylko będzie moje widzimisię ;)

Czy polecam? Chyba nie jest ciężko się domyślić, że powiem  NIE. Plus jest taki, że czyta się tę pozycję dość szybko, więc jeśli ktoś potrzebuje czegoś na odmóżdżenie po ciężkiej książce (mówię tutaj o ciężkiej fabule, a nie o masie książki) to w sumie czemu by nie ;)

Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu HarperCollins Polska.



Pozdrawiam, Judyta

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz