„Wolność jest największym luksusem na świecie. Nieważne, ile kawioru nałożysz na pieczonego ziemianka i tak nie odleci on jak mewa.” „Armagedon” Graham Masterton
„Prezydent Stanów Zjednoczonych nagle
traci wzrok. W tym samym czasie ślepną piloci boeinga 747 lecącego nad Górami
Skalistymi. Ta sama przypadłość dotyka kierowców samochodów (…). Spadają
samoloty, pod kołami pojazdów giną piesi. Setki tysięcy ludzi w Ameryce ślepną
z nieznanych przyczyn. Przestaje działać telekomunikacja, radio i telewizja. W
ciągu jednego dnia Stany Zjednoczone cofają się w rozwoju o dwieście lat. To
Misquamacus, legendarny indiański szaman, powrócił z zaświatów, by dokonać
ostatecznej zemsty na kolonizatorach, którzy odebrali ziemię rdzennym
Amerykanom. Tylko jasnowidz-wróżbita Harry Erskine i jego przyjaciółka Amelia
Carlsson mają dostateczną wiedzę i doświadczenie, by pokonać demona. Zanim
odkryją, jak tego dokonać, muszą dowiedzieć się, kim są Zabójcy Oczu oraz zgłębić
tajemnice indiańskiej magii”
Kiedyś w końcu przychodzi czas, gdy
twój ulubiony autor napisze coś, co kompletnie do niego nie pasuje i długo
zastanawiasz się, czy to na pewno wyszło spod jego pióra. Dlaczego tak mówię? A
to dlatego, że to chyba najsłabsza pozycja Grahama Mastertona jaką do tej pory czytałam.
Nie mówię, że jest to totalna klapa, bo jest tutaj kilka plusów, ale poziom do
jakiego mnie on przyzwyczaił powoduje, że czuję się rozczarowana. No ale
przejdźmy do konkretów.
Może zacznijmy od pozytywów. Na pewno
nie można powiedzieć, że autor nie ma wyobraźni, bo pomysł na fabułę jest
genialny, a wykorzystanie legend rdzennych mieszkańców Ameryki jest strzałem w
dziesiątkę. Z pewnością jest wiele książek, w których pojawiają się te legendy
i są ich podstawą, ale ja osobiście nigdy nie spotykałam się z tym w horrorach,
więc w tym gatunku jest to powiew świeżości i oryginalności. Kolejne co mnie
zaskoczyło to zakończenie, które trzyma poziom i jest to to, czego bym się
spodziewała po tym pisarzu. Koniec na 100% wyszedł spod jego ręki ;)
Teraz przejdźmy do tej gorszej
części, chociaż nie wszystko będzie całkowicie złe. Sięgając po „Armagedon”,
czytelnikowi obiecuje się horror, więc od razu nastawiamy się, że podczas
lektury będziemy się bać. No i właśnie to mnie najbardziej zawiodło. Ani razu
nie poczułam strachu, a uwierzcie, że po innych powieściach tego autora, miałam
problem z zaśnięciem. Kolejnym minusem, chociaż nie do końca, jest akcja, która
ciągnie się niemiłosiernie, ale z drugiej strony jest niezwykle ciekawa. Więc
mimo ślimaczego tępa, dzielnie czytałam i czekałam na kolejny przełom, który zawsze
mnie zaskakiwały, przez co prędkość wydarzeń przestała mi aż tak przeszkadzać.
To jednak powoduje, że tę pozycję poleciłabym tylko wytrwałym czytelnikom, bo męczyłam ją
dość długo.
Podsumowując! Jeśli szukacie dobrego
horroru, który wzbudzi w Was strach, to wtedy nie polecam. Lecz jak będziecie
szukać książki z ciekawą fabułą, niezbyt wartką akcją, dobrze wykreowanymi bohaterami, wątkami
paranormalnymi to jak najbardziej, bo to wszystko właśnie tam znajdziecie.
Za możliwość przeczytania dziękujemy
wydawnictwu Albatros.
Pozdrawiam, Judyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz