Witam!
Pewnie niczym Was nie zaskoczę, gdy powiem, że dziś
zrecenzuje kryminał. Tym razem w moje ręce wpadł „Pocałunek Stali” Jeffery’a
Deaver’a, na który z niecierpliwością czekałam, ponieważ uwielbiam styl pisania
tego autora. Czy i tym razem mnie zachwycił?
Nie są to pierwsze przygody Lincolna Rhyme’a i Amelii Sachs,
z tego co mi wiadomo jest to już dwunasta część. W tym tomie przychodzi im się
zmierzyć z kolejnym szalonym mordercą, który nie da się tak łatwo złapać (kto
by pomyślał). Ryhme nie pracuje już dla policji, co jest nieakceptowane przez
Sachs, ale mimo to próbuje się z tym pogodzić poświęcając się całkowicie pracy.
Cała akcja zaczyna się od śmiertelnego wypadku w centrum handlowym, gdy na
ruchomych schodach ginie z pozoru przypadkowy mężczyzna, a Amelia śledząc
podejrzanego o zabójstwo, staje się świadkiem tego incydentu. Po tym wydarzeniu
Lincoln angażuje się w sprawę cywilną, w której celem jest aby rodzina zmarłego
otrzymała odszkodowanie. Z pozoru dwie różne sprawy: niefortunny wypadek oraz
poszukiwania podejrzanego okazują się być z sobą ściśle połączone. Co łączy te
dwie sprawy? Tego musicie dowidzieć się sami.
Deaver przyzwyczaił swoich czytelników do świetnych
historii, pełnych zagadek i nieoczekiwanych zwrotów akcji, więc nie będzie w
tym nic dziwnego, gdy powiem, że i tym razem tak było. Dostajemy intrygujący
kryminał, który od początku wciąga czytelnika i pozwala mu w pełni wczuć się w
prowadzone śledztwo. Lubię gdy kryminał jest nieprzewidywalny, aby ciężko było
się domyślić, kto tak naprawdę jest mózgiem całej „zabójczej” operacji.
Zakończenie wywołało u mnie szok i niedowierzanie, bo nawet ani raz przez myśl
mi nie przeszło, że pewna postać byłaby zdolna do tego wszystkiego, a jak
sprytnie to zaplanowano.
Mimo że twórczość Jeffery’a jest mi już dobrze znana to
nadal nie potrafię uwierzyć z jaką dokładnością są opisane wewnętrzne rozterki
zabójcy. Momentami gdy czytałam jak Vernon przygotowuje się do zbrodni, co
myśli o swoich ofiarach, jak napawa się bliskością narzędzi, którymi zabija,
zaczynałam podejrzewać autora o mordercze zapędy i o problemy psychiczne ;)
Jedyne co mnie nużyło w całej książce to specjalistyczne
nazwy związków chemicznych czy innych rzeczy albo typowa prawnicza mowa, którą
ciężko było mi czasami zrozumieć. Niektóre nazwy musiałam przeczytać kilka razy
by mieć pewność, że czytam to co jest
tam napisane, a nie tworzę całkiem inny wyraz. Z biegiem czasu jednak
przekonałam się, że te wkurzające elementy są istotne i mogą wiele powiedzieć o
podejrzanym. Dzięki temu wszystkiemu można zrozumieć skąd wzięły się niektóre
poszlaki i jak śledczy do tego doszli. Nie ma tego złego, co na dobre nie
wyjdzie.
Z całą pewnością polecam tę pozycję każdemu fanowi
kryminałów. Bez obaw można sięgnąć po ten tom bez znajomości poprzednich, nie
przeszkadza to w zrozumieniu. Książka liczy ok. 550 stron, więc mogę obiecać
wiele godzin zawiłych intryg i nieoczekiwanych zdarzeń. Skusisz się?
Za możliwość przeczytania dziękujemy:
Pozdrawiam, Judyta
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz