czwartek, 5 kwietnia 2018

„Co zdarzyło się w Lake Falls” Artur K. Dormann


Witam!

Często nachodzi mnie ochota żeby sięgnąć po dreszczowiec, ale rzadko znajduje coś co zaciekawi mnie swoim opisem. W końcu znalazłam coś intrygującego! O czym mowa? „Co zdarzyło się w Lake Falls” Artura K. Dormanna . Czy ta książka dostarczyła mi odpowiednich wrażeń?





Victoria po burzliwym rozwodzie z despotycznym mężem, wyprowadza się wraz z córeczką do Lake Falls. W końcu znalazła miejsc, w którym może spokojnie żyć. Czy aby na pewno? Wiadomość o śmiertelnej chorobie córki burzy cały dotychczasowy spokój, który odczuwała. Gdy już nie ma nadziei i wydaje się, że czas który Vic spędzi z Kate powoli dobiega końca, staje się coś niespodziewanego. Pojawia się tajemniczy mężczyzna, który składa matce propozycję nie do odrzucenia…

Przeczytawszy opis pomyślałam, że może to być ciekawa pozycja, która dostarczy mi tych oczekiwanych dreszczy i muszę przyznać, iż nawet w jakimś stopniu to zrobiła. Lecz zawsze znajdzie się coś co nie do końca odpowiada i tu także były pewne zgrzyty, ale niewiele.

Może zacznę od plusów, których jest dużo więcej niż minusów. Przyznaję, że wciągnęłam się w całą historię od początku do końca i nie potrafiłam się od niej oderwać, co skutkowało tym, że pochłonęłam ją w jeden dzień. Spodobał mi się twardy charakter Victorii, która zrobiłaby wszystko aby tylko uratować swoją córkę, nawet jeśli wiązałoby się to z tym, że musiałaby podpisać pakt z diabłem. Tak samo urzekła mnie kreacja okrutnego i bezwzględnego wampira, który zwłaszcza przy Kate nagle zmieniał się nie do poznania i jego całe zło, które wokół siebie rozsiewał trafiał szlak.

Sama historia, którą przedstawia autor jest ciekawa i potrafi wciągnąć. Świetnie budowane jest tutaj napięcie, a fakt że całą prawdę poznajemy wraz z bohaterką, jeszcze bardziej je potęguje. Pisarz ma przyjemne i lekkie pióro przez co bez trudu oprowadza czytelnika po Lake Falls, które swoją drogą niby wygląda na spokojne miasteczko, ale jak się dowiadujemy skrywa bardzo dużo tajemnic, tworząc idealne tło dla całej fabuły. 
Trudno wymieniając plusy, nie wspomnieć o okładce, która urzeka swoją tajemniczością i jest wręcz hipnotyzująca. Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale nie oszukujmy się, że to ona także odwala duży kawał roboty i to ona sprawia, że większość z nas będzie miało ochotę ją kupić.

Przechodząc do minusów, powiem tylko, że było ich bardzo niewiele, a konkretniej tylko dwa.  Jedna z rzeczy, które mnie lekko rozczarowały, było zakończenie. Mimo że pozostawia niedosyt to urywa się w tak idiotycznym momencie, że po prostu miałam ochotę udusić pana Artura. Gdyby zakończył on historię odrobinę później, to może towarzyszyłyby temu jakiekolwiek emocje, a tak po przeczytaniu zakończenia pomyślałam tylko „Aha. Okej” i tyle. Żadnych emocji. 
Drugim minusem, ale już nie tak wielkim, była kreacja Kate – córki Victorii. Miała ona chyba osiem lat, a ani trochę nie zachowywała się odpowiednio do swojego wieku. Albo robiła lub mówiła coś co przypisalibyśmy osobie dużo starszej albo była tak dziecinna, że aż sztuczna w tej dziecinności. Nie wiem co autor chciał tym przekazać, ale było to niezwykle irytujące i niepasujące do całego klimatu.

Mam na pewno w planach przeczytać kolejny tom, bo jest to ciekawa historia z bardzo klimatycznym tłem, która wciąga swoją tajemniczością, więc z pewnością ciekawie zapełni wolny wieczór. Czyta się szybko i przyjemnie, a w dodatku dostarcza lekkiego dreszczyku. Ja jestem jak najbardziej na tak! Sięgniecie?

Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu Lemoniada.pl

Pozdrowienia, Judyta 


1 komentarz:

  1. Za okładkę wydawnictwu należy się nagroda... Podoba mi się i szczerze mówiąc fabuła jest zbędna :D Wiem, że nie ocenia się książki po okładce, ale cóż... :)

    OdpowiedzUsuń