Ostatnio zabrałam się za czytanie książki, która niezbyt
leży w moim guście czytelniczym. Lecz gdy przeczytałam jaki temat porusza, od
razu pomyślałam, że muszę po to sięgnąć, gdyż kilka lat wstecz się właśnie tym
interesowałam. A mowa tutaj o „Mediatorce” Ewy Zdunek. Czy warto sięgnąć po tę
pozycję?
Bohaterką jest trzydziestoletnia Marta, która pracuje jako
mediator sądowy. Mediator to osoba, która wysłuchuje racji obydwu stron
konfliktu będącego przedmiotem sprawy cywilnej i próbuje wspólnie opracować
ugodę pomiędzy nimi. Według definicji mediator nie powinien angażować się w
żadnym stopniu w sprawę, ma być neutralny. Czy jest to możliwe? Kobieta jest
dobra w swoim fachu i potrafi rozwiązać nie jeden problem, szkoda tylko, że nie
we własnym życiu. Były mąż chce odebrać jej dzieci, z matką nie żyje w dobry
stosunkach, jedynie przyjaciele pomagają jej przetrwać wszystkie trudne chwile.
Jak potoczy się jej los?
Współczuję sędziom. Wszystkie sprawy są takie same, ludzie się nienawidzą, oblewają wiadrami pomyj, wyciągają najgorsze brudy, a potem oczekują, że ktoś przyjdzie i to wszystko posprząta.
Gdy zaczynałam czytać byłam bardzo ochoczo nastawiona do
lektury, bo pomysł na książkę bardzo mi się podobał i było to coś nowego,
przynajmniej dla mnie. Nie często czytam coś z gatunku literatury obyczajowej i
nie mam wielkiego porównania, ale rozpoznać dobrą książkę jeszcze potrafię ;)
Zacznijmy od pozytywnych stron „Mediatorki”. Sam temat i
pomysł na historię jest świetny, a jego wykonanie jak najbardziej na plus.
Autorka doskonale pokazała wady i zalety pracy jako mediator, opisała kilka
spraw jakie musi on rozwiązać, dzięki czemu mogliśmy jeszcze bardziej zagłębić
się w temat i poznać wszystko od środka. Myślę, że bardzo pomógł autorce fakt,
że sama także była mediatorem, więc nie ukrywajmy, że zna wszystko od podstaw.
Sama wiem, jak trudno wyjaśnić komuś na czym polega dana praca, więc jestem
pełna podziwu dla Pani Ewy, że tak perfekcyjnie potrafiła czytelnikowi wszystko
wytłumaczyć.
Pomijając już sam wątek pracy, to to co działo się w życiu
bohaterki i to jak momentami nie potrafiła sobie z tym poradzić, udowadnia, że
rozwiązywanie cudzych problemów jest czasem łatwiejsze, niż poskładanie swojego
własnego życia w całość. Autorka, mimo że nie szczędziła dramatów bohaterce, to
nie pozwoliła czytelnikowi, na ciągłe zamartwiania, bo humoru tutaj jest dość
sporo. Nie ukrywam, że kilka żartów było dla mnie niezrozumiałych, chociaż
wiedziałam, że powinno to być śmieszne, to nawet po przeczytaniu tego kilka
razy, nie wiedziałam co w tym zabawnego. Także trochę lipa.
O bohaterach nie będę się dużo rozpisywać. Byli bardzo
sympatyczni i dało się ich polubić. Jedynie fakt pokazania mężczyzn w bardzo negatywnym
świetle mnie lekko irytował, bo w sumie
miałam wrażenie, że wszyscy faceci zostali wrzuceni do jednego wora, a nie
oszukujmy się nie wszyscy są tacy źli. Znalazłam także kilka nieścisłości,
które tak trochę się wzajemnie wykluczały, ale zakończenie zwiastuje, że będzie
kolejna część, także mam nadzieje, że miały one tutaj jakiś cel i zostaną
wyjaśnione.
Wziąwszy wszystko pod uwagę stwierdzam, że jest to bardzo
ciekawa pozycja, która z pewnością umili Wam dzień. Czyta się ją szybko i
przyjemnie, więc jak najbardziej polecam. Bardzo dobra książka, którą możecie
sobie poczytać w ogródku, korzystając z słonecznej pogody ;)
Za możliwość przeczytania dziękujemy wydawnictwu W.A.B
Pozdrawiam, Judyta
Coś innego, z chęcią zapoznałabym się z tą książką.
OdpowiedzUsuńBardzo trudno jest prowadzić mediacje. Obie strony są ze sobą skonfliktowane, a problem trzeba jakoś rozwiązać. Jako pedagog pracujący obecnie z osobami starszymi coś o mediacjach wiem. W tej grupie społecznej, podobnie jak u dzieci bardzo często mamy do czynienia z kłótniami, problemami, często błahymi, ale rozwiązać je trzeba. I wtedy wkraczam ja. Mediator seniorów z powołania ;)
OdpowiedzUsuń